Podróżnicze smaki i smaczki cz. 1. Peru. Felieton Elżbiety Jach

wtorek 2 czerwca 2020

Mówią, że podróże kształcą. Mówią też, że świat jest książką i ci, którzy nie  podróżują, czytają tylko jedną stronę. Ja mówię, że podróżować zawsze warto. Blisko, bliżej, daleko i dalej. Piechotą, rowerem, autem, pociągiem czy samolotem – warto. Po przejściu na emeryturę  postanowiłam sprawdzić, jak ten świat wygląda. Z każdej podróży przywiozłam wiedzę, wrażenia, wspomnienia i smaki. Dziś garść smaków peruwiańskich.

Peru to kraj w Ameryce Południowej nad Oceanem Spokojnym, przez który ciągną się wysokie góry Andy. To jeden z biedniejszych krajów, choć bardzo bogaty w zasoby mineralne. Nad oceanem panuje klimat suchy dzięki Prądowi Peruwiańskiemu. W Andach jest klimat górski suchy, a wybitnie wilgotny występuje w selwie amazońskiej. Życie ludzi jest trudne. Mało ziemi uprawnej powoduje, że uprawiają najczęściej ziemniaki, kukurydzę, ryż i proso. Ze zwierząt hodują kurczaki, świnki morskie, lamy, alpaki i wikunie, rzadko czarne świnki. Brakuje warzyw, a mięso też niecodziennie gości na stołach.

 

Rzeka w Limie – stolicy, która leży na wybrzeżu

Wysokie Andy

Amazońska selva

Różne odmiany ziemniaków (w prawym rogu bataty)

 

Fioletowa kukurydza, z której robi się pyszny napój chicha – czicza, a sfermentowana staje się alkoholem. Zamiast cytryn zawsze są limonki. Owoce dojrzewające na miejscu mają zupełnie inny smak, nieporównywalny z tym, który znamy. Soki i koktajle z nich nie mają sobie równych, są pyszne.

Na talerzu kasza quinoa – kinua. Wyżej jakieś kawałki mięsa, może świnka morska?

 

Będąc trzy tygodnie w Peru i Boliwii żywiliśmy się tam, gdzie głód nas złapał, czyli najczęściej w miejscowych knajpkach. Bałam się jeść na tzw. ulicy ze względu na ewentualne zatrucia. Chyba przesadziłam, ale była to moja pierwsza podróż. Soki z owoców pijałam regularnie i bez problemów. Wracając do jedzenia muszę przyznać, że jestem jednak wielbicielką naszej kuchni. W Peru nie było w czym wybierać. Nie jadłam świnki morskiej i lamy. Nie mogłam. Najczęściej był to jakiś kurczak a na talerzu zawsze gościł  patatas fritas, czyli frytki oraz kopczyk ryżu. Zawsze zamawialiśmy taki zestaw – frytki i ryż. Frytki były grubo krojone, smażone w nie zawsze świeżym tłuszczu, więc często zostawał tylko ryż :-). Było jednak kilka smacznych potraw:

  1. Kasza quinoa – kinua, czyli komosa ryżowa. Dwa razy udało mi się zjeść wspaniałą zupę krem zrobioną z tej kaszy. Poezja!! Niestety po powrocie do domu nigdzie nie mogłam jej kupić, a kiedy po około roku w końcu mi się udało się, nie umiałam jej już powtórzyć. Kasza ta  wykazuje wyjątkowe właściwości zdrowotne i wartości odżywcze. Jest bogatym źródłem pełnowartościowego białka, zdrowych kwasów tłuszczowych oraz wielu witamin i minerałów. Nie alergizuje i jest dobra dla diabetyków. To „święte zboże Inków”. Używam jej do krupniku. Zupa ma wtedy trochę inny smak, ale jest smaczna. Żądaną ilość kaszy trzeba porządnie wypłukać zanim wrzucimy do zupy. W Internecie można znaleźć mnóstwo przepisów na jej wykorzystanie. Zachęcam do sprawdzenia, nie jest droga, smacznego!
  2. Nie spodziewałam się, że tak daleko od domu znajdę smaki dzieciństwa. A było to w Cuzco – Kusko, pierwszej stolicy Inków. Miasto jest położone wysoko w Andach – 3326 m n.p. m. Całe trzy dni mogłam cieszyć się z mojego pobytu w tym miejscu.

Katedra na Rynku

Widok na miasto i Andy

 

W jednej z knajpek niedaleko rynku postanowiłam odpocząć i zjeść obiad. Zamówiłam „sopa con carne de pollo” – sopa kon karne de pojjo, co oznacza zupę z mięsem z kurczaka, czyli rosół. Była to zupa gotowana trochę inaczej niż nasz tradycyjny rosół. Tak gotuję ją w domu i wszystkim smakuje. Jest to tzw. zupa  jednogarnkowa.

Na jedną lub dwie osoby bierzemy pierś kurczaka bez skóry, płuczemy i w całości wrzucamy do garnka. Potem dorzucamy nasze warzywa według gustu i gotujemy wolniutko rosołek. Piersi nie należy kroić, bo będą się kruszyć i zupa nie będzie klarowna. W międzyczasie obieramy kilka ziemniaków (wg gustu, 3 lub 4 małe ziemniaki), kroimy je w kostkę lub niezbyt grube plastry i płuczemy, by pozbyć się mąki. Pod koniec gotowania wrzucamy ziemniaki. Rosół jest klarowny i bardzo smaczny. Piersi należy wyjąć i pokroić. Później wystarczy danie rozłożyć na talerze i smacznego! Peruwiańczycy wrzucają do zupy kolendrę, a my koperek i natkę.

Moja babcia gotowała taką zupę dziadkowi i czasem ją jadłam. Ja w peruwiańskiej zupie miałam mało mięska, kilka plastrów ziemniaka i trochę makaronu. W domu w ogóle go nie dodaję.

  1. Na koniec coś smacznego. Narodowe dobro, trunek Peru, czyli pisco (czyt.pisko). Jest to napój alkoholowy typu brandy, produkowany ze sfermentowanych i poddanych destylacji winogron o mocy od 35 do 43 proc., w zależności od rodzaju. Podczas podróży byliśmy na degustacji w winiarni. Różne rodzaje, różne smaki i upał. Jest to jednak specjalny rodzaj drinka, który można pić w dużych ilościach, bo orzeźwia, ale jest także bardzo zdradliwy.
    Pisco sour (czyt. pisko sur) w kilku restauracjach podawano jako aperitif. Polecam. Nie trzeba mieć pisco. Ja robiłam taki trunek z naszej wódki. Również jest smaczny.
    Czas przygotowania to 10 min.

Składniki:

  • 3 szklanki wódki pisco lub czystej,
  • 1 szklanka soku z limonek lub cytryn,
  • białko z 1 jajka,
  • ½ szklanki cukru,
  • 12 kostek lodu,
  • cynamon według upodobania.

Wlać do miksera wódkę, sok z limonek, wsypać cukier i kostki lodu. Zmiksować dodając stopniowo białko. Podawać w kieliszkach, których brzegi maczamy w cukrze. Można także udekorować szczyptą cynamonu. Super aperitif na babską posiadówkę!

 

Ciekawe, czy uda się komuś ugotować kaszkę, rosołek czy zrobić pisco sour 🙂
Polecam – Elżbieta Jach.

Plakat